A co, jeśli trauma nie istnieje?

A co, jeśli trauma nie istnieje?
Adam Zyśk 
Lekarz dentysta stawiający jakość przed ilością. „Szkiełko i oko silniej mówi do niego niż czucie i wiara”, dlatego nie rozstaje się z lupami czy mikroskopem, a Mickiewicza woli zamienić na dobry kryminał Krajewskiego. W pracy zajmuje się głównie endodoncją, stomatologią zachowawczą i protetyką. W jego żyłach płynie rock and roll, choć ma w sobie dużo więcej pokory od rockowego muzyka. Lubi podróżować, eksperymentować w kuchni i czasem się powygłupiać.
Trauma to inaczej uraz. Dziś dotkniemy jedynie wnętrza człowieka, ale w sensie raczej metafizycznym. Chodzi więc o uraz psychiczny związany z jakimś gwałtownym i przykrym przeżyciem. Skutki takiego urazu miałyby rzutować na kształtowanie naszej osobowości i wpływać na podejmowanie życiowych decyzji. Znasz to?

Nie dalej jak wczoraj usłyszałem w pracy te słowa od pacjenta: „Mam traumę z dzieciństwa, uraz do dentystów”. Zastanawiająco dobrze wychodzi mi jednak oswajanie takich ludzi z gabinetem stomatologicznym i wszystkimi moimi groźnie wyglądającymi zabawkami. (Może z wyjątkiem małych dzieci, bo takich prób zazwyczaj nie podejmuję ze względu na swoje ograniczone, jak mi się wydaje, zasoby cierpliwości). Zawsze traktowałem więc te słowa z lekkim przymrużeniem oka. Przez przypadek natknąłem się jednak na książkę, która przewróciła moje spojrzenie na traumę i nie tylko do góry nogami.

Koncepcja urazu psychicznego, mającego wpływ na całe nasze aktualne życie, to czysty determinizm. Przeszłość jako przyczyna determinuje przyszłość, co jest tego naturalną konsekwencją. Jest to koncepcja wpisująca się w filozofię austriackiego znanego i szanowanego neurologa Sigmunda Freuda. Jego psychoanaliza bazuje na etiologii, czyli badaniu przyczyn zachowań ludzkich, których skutki możemy obserwować dzisiaj.

Czy jednak warto usprawiedliwiać swoje zachowania wydarzeniami z przeszłości? Budzi to mój jakiś wewnętrzny sprzeciw, mimo iż przeżyłem to i owo, co miało na mnie na pewno duży wpływ. Czyżby jednak Freud insynuował, że jesteśmy tylko automatami, powielającymi określone typy zachowań w zależności od tego, co przeżyliśmy? Że nie mamy wpływu na nasze zachowanie, bo nawiedzają nas duchy przeszłości? To byłaby dość przykra koncepcja pozbawiająca nas prawa do własnej woli czy nawet jakichkolwiek zmian w życiu, nieprawdaż?

Kiedyś zapytałem pacjentki, ile lat nie była u dentysty. „Nie byłam już ze czterdzieści lat, tak mnie jeden dentysta wystraszył!”. (A jednak do mnie przyszła z jakiegoś powodu!). Wpisuje się to w koncepcję determinizmu (przyczyna – skutek) i czystą etiologię (szukanie przyczyn), ale brzmi bardziej jak wymówka. Przecież jest wiele osób mających podobnie złe doświadczenia z dentystami z poprzedniego stulecia (sam nie chciałbym być pacjentem 40 lat temu), a mimo to nasze poczekalnie nie świecą pustkami. To tak nie działa! O co więc tu chodzi?
I tu wkracza Alfred Adler, austriacki psychiatra i psycholog, który podważa całą koncepcję freudowskiego determinizmu. Ten mało znany, przyćmiony nieco przez swojego kolegę, jegomość odrzuca całkowicie istnienie traumy! Ale jak to?

Przyznam szczerze, że koncepcja adlerowskiego podejścia do świata okazała się fascynująca. Odrzuca ona etiologię i zamienia ją na teleologię, czyli przeświadczenie, że każdemu naszemu działaniu przyświeca jakiś cel. Koncepcja celowości kwestionuje istnienie traumy jako przyczyny naszego zachowania, zamienia ją jedynie w... narzędzie do osiągnięcia celu!

Zgodnie z psychologią Adlera starsza pani, która usiadła na moim fotelu, obrała sobie za cel nieodwiedzanie dentysty, a uraz sprzed lat był jedynie narzędziem do wykonania tego celu. Cudownie przewrotne, czyż nie?

Adler nie neguje wpływu wydarzeń z dzieciństwa na kształtowanie osobowości człowieka. Wręcz przeciwnie, uważa, że mają one duży wpływ. Twierdzi jednak, że trauma sama w sobie nie jest przyczyną cierpień, lecz jest nią tylko i wyłącznie znaczenie, jakie jej nadamy! A więc według tej koncepcji opisywana pacjentka nadała wizytom stomatologicznym ogromną wagę w celu ich unikania. A więc strach, lub może bardziej lęk, był prawdziwą, acz celowo sfabrykowaną emocją mającą ułatwić pacjentce realizację celu, jakim było unikanie wizyt stomatologicznych.
Trochę zabawne? Czy trochę prawdziwe? Na pewno zastanawiające...

Koncepcja teleologii rozkwitła za czasów Arystotelesa i wszystkie zjawiska przyrodnicze starała się wyjaśnić przyczynowością celową, czyli w skrócie: „wszystko ma jakiś cel i dlatego tak się dzieje”. Dopiero prawie 2 tysiące lat później, gdy Galileusz skoncentrował się na przyczynach sprawczych zjawisk fizycznych, narodziła się etiologia, czyli „przyczynowe wyjaśnianie rzeczywistości”.

Adler ostrzega jednak przed pułapką etiologii. Nieustanne poszukiwanie w przeszłości przyczyn stanu obecnego spowoduje, że będziemy żyć przeszłością i możemy nie zaznać szczęścia.
Wygląda na to, że Adler sięga więc do korzeni filozofii greckiej.
Czy jest to więc duży krok w tył? Tylko teoretycznie. Być może dla szukających nieprzerwanie etiologii swoich problemów we własnej przeszłości poznanie tej koncepcji to jednak dwa ogromne kroki naprzód?

Po więcej psychologicznych rewelacji odsyłam Państwa do książki „Odwaga bycia nielubianym” autorstwa Ichiro Kishimi.