Głuchy telefon

Głuchy telefon

Lekarz dentysta stawiający jakość przed ilością. „Szkiełko i oko silniej mówi do niego niż czucie i wiara”, dlatego nie rozstaje się z lupami czy mikroskopem, a Mickiewicza woli zamienić na dobry kryminał Krajewskiego. W pracy zajmuje się głównie endodoncją, stomatologią zachowawczą i protetyką. Świeżo upieczony tata. W jego żyłach płynie rock and roll, choć ma w sobie dużo więcej pokory od rockowego muzyka. Lubi podróżować, eksperymentować w kuchni i czasem się powygłupiać.

Komunikacja to bardzo ważna rzecz w pracy, w której mamy do czynienia z człowiekiem. (Nie dotyczy pracy w prosektorium, martwi nie mają już na szczęście zdolności porozumiewania się).

Warto zauważyć, że w naszej branży nie jesteśmy samowystarczalni. Zazwyczaj specjalizujemy się w dość wąskiej dziedzinie stomatologii i niechętnie podejmujemy się czegoś, co wychodzi poza ten obszar. Ja na przykład tylko sporadycznie przyjmuję dzieci. Kontakt z nimi mam dobry, wyćwiczony w pracy animatora jeszcze
na studiach, cierpliwość do najmłodszych przetrenowaną również na stażu, ale nie jestem w stanie zaakceptować
faktu, że jakość wypełnień u dzieci ze względu na charakterystykę małych pacjentów często bywa jedynie kompromisowa. Dziecko nie jest niestety stworzone do dłuższych wizyt stomatologicznych. Dorośli już na szczęście jakoś sobie z tym radzą.
Ortodonta natomiast nie podejmie się leczenia endodontycznego – bo są ludzie, którzy zrobią to lepiej i na których w tej dziedzinie można polegać jak na Karasiu czy Gabrysiu... Czy jakoś tak.

Abstrahując od komunikacji z pacjentem, co jest w naszej pracy kluczowe, musimy czasem komunikować się z innymi lekarzami. I tu obserwuję na naszym podwórku spore niedobory w tej dziedzinie, co napędziło moje grafomańskie trybiki, by popełnić tekst na ten temat. Dlaczego tak niechętnie kontaktujemy się z innymi kolegami po fachu? Czego się obawiamy? Że wyjdziemy na niedouczonych? „Wstyd przed mówieniem sobie «nie wiem»”, jak śpiewał Artur Rojek? Że nie chcemy brać odpowiedzialności za zlecenie danemu specjaliście konkretnego zadania? W końcu skierowanie przecież trafiłoby zgodnie z przeznaczeniem do dokumentacji medycznej...

Spotykam się w pracy dość często z sytuacjami niezręcznymi.
Lekarz referuje pacjenta ustnie w celu leczenia lub jego kontynuacji, ale pozostawia go samego z zadaniem, często niewykonalnym zresztą, wyjaśnienia mi jego problemu. Pacjent nieuzbrojony w wiedzę medyczną ani w skierowanie nie operuje również słownictwem specjalistycznym. Ostatnio pacjent przyniósł od ortodonty małą, żółtą, samoprzylepną karteczkę z napisem „+IV”.

Serio? Trzy znaki? Mama pacjenta mówi, że trzeba usunąć. Nie widzę wskazań ogólnomedycznych i odmawiam. Równie dobrze mógłbym wkleić do dokumentacji medycznej etykietę po ulubionym serku homogenizowanym pacjenta albo rozkład jazdy autobusu numer 5 w Rzeszowie. Oczywistym jest fakt, że nie wchodzę w kompetencje ortodonty, ale już w przedszkolu nauczono mnie bardzo dobrze, że podczas gry w głuchy telefon ostatni uczestnik może dość mocno rozmijać się z intencjami tego pierwszego.

Kiedyś miałem na fotelu dziewczynę z mojej miejscowości. Okazało się, że w przeszłości była leczona ortodontycznie u lekarza, u którego sam również się leczyłem. Koperta funkcjonalna odtworzona, więc zdziwiło mnie tym bardziej, że jeśli już było to konieczne, zamiast retainera, górne zęby w odcinku przednim były połączone kompozytem w przestrzeniach stycznych. Powodowało to problemy z oczyszczaniem i w efekcie stan zapalny brodawek dziąsłowych. Dobra, znamy się troszkę, więc sięgamy po telefon.
– Doktorze jest taka sprawa, mam tu taką pacjentkę...
I po wyłuszczeniu sprawy usłyszałem tylko:
– Aha... Aha... No tak, no przecież wiesz, co z tym zrobić. Dobra, słuchaj, muszę kończyć, pacjenta mam.
Znowu fiasko. Poleciłem więc dziewczynie udać się na wizytę tamże i rozwiązać tę kwestię osobiście.

Zdarzyło się również, że poprosiłem kardiologa o przygotowanie do zabiegu ekstrakcji zęba pacjenta przyjmującego leki przeciwzakrzepowe. I również nie otrzymałem pisemnej odpowiedzi. Pacjent po prostu przyszedł i powiedział, że już można usuwać, bo doktor tak powiedział. Wierzyć, czy nie wierzyć? Wypadałoby mieć podkładkę, wyniki badań laboratoryjnych, dla własnego bezpieczeństwa, ale przede wszystkim bezpieczeństwa pacjenta! (Znam przypadek, gdzie pacjent kłamał, co skończyło się tak, jak musiało się skończyć, czyli trudnym do zatamowania krwotokiem).

Ja wiem, że w XXI wieku pisanie listów nie jest już modne. W dobie poczty elektronicznej, dokumentacji elektronicznej, e‑recept i tym podobnych mało komu chce się już sięgać po coś innego do pisania niż klawiatura. A nam na uczelni jeszcze kładli do głowy... „Najważniejszym narzędziem chirurga w tych czasach jest... długopis”.

Dlaczego komunikacja między medykami nie jest naszym dobrym zwyczajem? Musimy działać jako zespół, ponieważ przyświeca nam jeden cel. Dobro pacjenta. Duma i ego do kieszeni, porozmawiajmy. Brak komunikacji lub wzajemne niezrozumienie bywają przyczyną ludzkich dramatów, proszę mi wierzyć. Słyszałem o sytuacji, kiedy chirurg szczękowy źle zinterpretował informację od patomorfologa (a może to patomorfolog pisał skrótami, nieczytelnie?) i zapis o zmianie łagodnej zinterpretował jako nowotwór złośliwy, wykonując okaleczającą operację usunięcia zmiany z dużym marginesem tkanek. O nieprzyjemnościach dla obu panów,
a szczególnie pacjenta, chyba nie muszę się rozpisywać.

Może więc jestem staroświecki, ale jeśli kieruję swojego pacjenta gdziekolwiek, to piszę dokładnie na skierowaniu, o co proszę i dlaczego lub co podejrzewam, lub dlaczego proszę o dalszą diagnostykę. W najgorszym przypadku ktoś może stwierdzić, że się nie znam, nazwać mnie niedouczonym lub […] * (tu dodaj dowolny epitet). No i trudno, przełknę tę nigdy niewyartykułowaną w moim kierunku zniewagę, bo gdybym znał się na wszystkim, to nie referowałbym przecież swoich pacjentów innym lekarzom. W trosce o dobro pacjenta narażenie się na śmieszność samo w sobie wydaje się śmieszne.

„Kto się śmieje, ten się śmieje ostatni”. Ale ostatni tak naprawdę powinien śmiać się pacjent, bo to o jego
uśmiech wspólnie walczymy i to piękny uśmiech jest często zwieńczeniem naszych wysiłków.

Drogie koleżanki, drodzy koledzy!
Piszmy więc do siebie, dzwońmy, rozmawiajmy. Unikniemy wtedy sytuacji, w której nikomu już nie będzie do śmiechu.