Złapani we własną sieć

Złapani we własną sieć
Adam Zyśk 
Lekarz dentysta stawiający jakość przed ilością. „Szkiełko i oko silniej mówi do niego niż czucie i wiara”, dlatego nie rozstaje się z lupami czy mikroskopem, a Mickiewicza woli zamienić na dobry kryminał Krajewskiego. W pracy zajmuje się głównie endodoncją, stomatologią zachowawczą i protetyką. W jego żyłach płynie rock and roll, choć ma w sobie dużo więcej pokory od rockowego muzyka. Lubi podróżować, eksperymentować w kuchni i czasem się powygłupiać.

Jak nas widzą, tak nas piszą. Wizerunek dentysty w sieci – temat rzeka! Mam wrażenie, że często tkamy dla siebie w „sieci” (w Internecie) sieć pajęczą i sami w nią wpadamy, jak niczego nieświadoma mucha, która ledwo nauczyła się latać.

Nowoczesna technologia daje nam bardzo wiele możliwości docierania do naszych pacjentów. Facebook? Kilka kliknięć myszką i już jesteśmy właścicielami strony swojego gabinetu! Czy da się jeszcze prościej? Taniej? A może Instagram? Ocieplanie wizerunku dentysty? Jasne! Czemu nie?

To wszystko narzędzia, których nie opisuje żaden podręcznik do BHP. Z podręczników takich płynie za to mądrość, że każde narzędzie użyte w nieodpowiedni sposób może być niebezpieczne... Ta właśnie technologia to też możliwość dotarcia nie tylko do pacjentów, ale i na odwrót. Umożliwia obcym rozejrzenie się nieco w naszym życiu prywatnym, jeśli jesteśmy nieostrożni.

Część z nas prawdopodobnie doświadczyła podobnego zjawiska – do skrzynki odbiorczej portalu społecznościowego wpada zaproszenie od pacjenta, który był niedawno na wizycie. Często dzieje się to mimo dość skrzętnego ukrywania swoich danych, ustawiania zdjęć profilowych bez widocznej twarzy i tym podobne.

O ile faktycznie nie jest to mój znajomy, zazwyczaj na takie zaproszenia nie odpowiadam. Prywatne profile na Facebooku mogą zawierać wiele dość wrażliwych informacji, zalecam więc przejrzeć je dokładnie pod kątem ustawień prywatności. Musimy się zastanowić, kto może nas oznaczać? Kto może widzieć co udostępniamy? Kto nie powinien tego widzieć? Które posty są publiczne? Kto może zaprosić nas do znajomych? Czy znajomi znajomych będą widzieć treści udostępniane na naszym profilu?

No i wreszcie kluczowe pytanie: Co udostępniamy? Przecież nie chcielibyśmy, żeby któryś z naszych pacjentów mógł zobaczyć zrobione przez wujka na imieninach zdjęcie z kieliszkiem w dłoni... A może chcielibyśmy?

Warto więc może wybrać się w podróż do własnej przeszłości przed rozpoczęciem poważnej kariery i ogarnąć treści udostępnione w mediach społecznościowych „za młodu”. W końcu każdy był kiedyś młody i dobrze się bawił. Tyle, że kiedyś nie było Internetu a wywołane zdjęcia kurzą się gdzieś bezpiecznie w rodzinnych albumach. A potem, jak już był Internet, nie było jeszcze świadomości, jaką może mieć moc. Zbawienną, ale i niszczycielską. (Spróbuj wrzucić fotografię z wakacji, kiedy akurat jesteś na zwolnieniu lekarskim, a potem zobacz, co się stanie... Albo lepiej nie próbuj jeździć na wakacje, będąc na zwolnieniu. A już na pewno nie chwal się tym na Facebooku).

No cóż, pewien rodzaj życiowego ekshibicjonizmu jest teraz w modzie... Dotyczy to również dentystów. Niektórzy z nas zamienili się w istnych celebrytów, gwiazdy Internetu. Budzi to jednak trochę sprzeciw, trochę niechęć lub nawet niesmak w środowisku stomatologicznym, bo nie każdy jednak musi się utożsamiać z takim wizerunkiem. (I naprawdę nie ma to nic wspólnego z zawiścią). Ludzie jednak mają w zwyczaju uogólniać i przypisywać cechy jednostki ogółowi społeczności dentystów.

Jako współautor facebookowego bloga stomatologicznego zdradzę Wam pewien sekret. Żaden artykuł naukowy nie zrobi takiej furory jak jakiś lajfstajlowy wrzut albo smaczek z życia prywatnego. (To tłumaczyłoby popularność prasy brukowej...). To nieco bolesna prawda dla osób, które wnoszą naprawdę dużo fachowej i konkretnej wiedzy, dzieląc się nią z innymi. Kosztuje to sporo wysiłku, a i tak więcej lajków zdobędzie na przykład zdjęcie dentystki w bikini na plaży w Kartaginie.

Ocieplanie wizerunku dentysty to bardzo ważny aspekt tego, co się dzieje w Internecie. Pacjenci mogą zobaczyć, że dentysta, ten „groźny sadysta” z piosenek, też jest człowiekiem, z krwi i kości, takim jak każdy. No i, że w sumie... nie jest taki groźny.

Możesz zdecydować się na bycie nieco w cieniu, możesz zdecydować się nieco „wpuścić” pacjentów do swojego życia prywatnego. Ty decydujesz! Dentystę w sieci powinna obowiązywać jedna jedyna zasada, jedno przykazanie. Wizerunek dentysty w sieci powinien być SPÓJNY, prawdziwy.

Image, który budujesz w sieci powinien być zbieżny z tym, co reprezentujesz na co dzień. Szukaj atutów w tym, kim jesteś i podkreślaj to. Nie udawaj w sieci poważnego, zdystansowanego doktorka ze skórzaną teczką i pod krawatem, jeśli na co dzień nim nie jesteś. Nie buduj swojego wizerunku w oparciu o wyobrażony, wyidealizowany image z Twojej głowy. Udawanie kogoś, kim się nie jest, zawsze prowadzi do frustracji. Ponadto każda fałszywa nuta będzie wyczuwalna, a konstruowany wizerunek możesz niechcący zburzyć. (Na przykład kilkoma publicznymi, nieostrożnymi komentarzami w sieci pod jakąś dyskusją polityczną czy światopoglądową). Budowana fasada w końcu runie niczym piękny uśmiech od kła do kła, bez kontaktów w strefie podparcia. Powoli i boleśnie lub czasem nawet szybko i konkretnie.

Jeśli chcesz sprawdzić, jak Cię widzą, zapraszam Cię do wzięcia udziału w drobnym eksperymencie. Wystarczy dostęp do Internetu i kilka kliknięć w klawiaturę lub ekran smartfona. Wpisz w wyszukiwarkę swoje imię i nazwisko. Potem dopisz miasto, w którym mieszkasz lub pracujesz. Gdyby to nie przyniosło rozstrzygnięcia, bo ktoś opodal w dużym mieście nazywa się tak samo jak Ty, dodaj jeszcze słowo „dentysta” lub „stomatolog”. Spojrzysz w ten sposób na siebie z pewnej perspektywy, której być może wcześniej nie znałeś. To wszystko widzą pacjenci, którzy Ciebie szukają. To Twój wizerunek dla ogółu. Twój, oznacza, że Ty tu powinieneś rozdawać karty.

A jeśli jakimś cudem nie znalazłeś informacji o sobie potraktuj to jako szansę, carte blanche, i zacznij budować. Cegiełka po cegiełce.