Najtrudniejsza rzecz w stomatologii w trzech aktach

Najtrudniejsza rzecz w stomatologii w trzech aktach

Zawód dentysty, przyznajmy szczerze, do najłatwiejszych nie należy. Każda zresztą profesja ma swoje blaski i cienie. Przejdźmy się zatem „cienistą stroną ulicy”, jak śpiewał Jeremi Przybora. Co mamy w „menu” rzeczy trudnych do przełknięcia w pracy stomatologa?

Już sama obecność drugiego, obcego dla nas człowieka, którego strefę intymną musimy drastycznie naruszyć, niektórych wprawia w dyskomfort. A co dopiero, kiedy musimy zmierzyć się z oczekiwaniami tego człowieka wobec nas.
 
Komunikacja z pacjentem, zarówno werbalna, jak i niewerbalna, też może być ciężkostrawna. Jak poinformować pacjenta o powikłaniu, które nam się przydarzyło? Jak poinformować pacjenta pełnego motywacji, że niestety z danym zębem już niewiele da się zrobić? Jak z kolei zmotywować do leczenia tych niezmotywowanych?
 
Kolejny odgrzewany kotlet to organizacja czasu i jego presja. Czasem drzwi w poczekalni otwierają się dość regularnie, lecz pacjentów wyłącznie przybywa, a każda sekunda opóźnienia pulsuje w skroni. Niekiedy mordercze tempo pracy bywa narzucone odgórnie, za przyczyną szalonego matematyka, który w pocie czoła wyliczył, że tak się robi najlepsze biznesy. (Otóż nie robi się).
 
Inni z kolei, świetnie radząc sobie z komunikacją, organizacją czy tempem pracy będą odczuwać trudności w samej istocie wykonywanego zawodu. Zazwyczaj przejściowe – trening bowiem czyni mistrza.
 
Każdy lekarz przez pryzmat własnej percepcji, doświadczeń, przeżyć, przyzwyczajeń, upodobań, a także lęków wyznaczy inną skalę trudności ścieżki zawodowej. (Implantolog powie, że najtrudniejsze dla niego byłoby wyrzeźbienie bruzd w wypełnieniu zęba trzonowego, a endodonta z kolei nie podejmie się implantacji).
 
Grubą kreską jest zaznaczona na tej skali strefa komfortu pracy danego lekarza, którą osiąga po pewnym czasie radzenia sobie ze wszystkimi powyższymi problemami. Niby gruba..., ale to jednak cały czas tylko kreska, o tym trzeba pamiętać. Zarówno krok wprzód, jak i krok w tył mogą być równie trudne i bolesne. Ten krok to wyjście ze strefy komfortu, to najtrudniejsza rzecz w stomatologii, czyli...
 
AKT I. ZMIANA
 
Mózg ludzki jest tak skonstruowany, że ceni sobie rutynę i przewidywalność, co daje poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Impulsy elektryczne „wydeptują” sobie dobrze znane ścieżki w naszej głowie. Każda komórka naszego ciała wie, co ma robić, a część procesów przebiega już z wyłączeniem świadomości, bo tak łatwiej i szybciej. System stabilny, homeostaza. Ciepło i wygodnie.
 
Możesz coś zmienić. Pytanie, czy chcesz i czy dasz radę wyjść ze swojej strefy komfortu?
 
Każda, nawet z pozoru drobna zmiana, może zupełnie przeorganizować cały nasz system pracy. A tego podświadomie się boimy. (A czasem boimy się również świadomie – bo znamy swoje ograniczenia!). To lęk przed nieznanym jest hamulcem studzącym skutecznie nasz zapał, a także hamulcem rozwoju zawodowego.
 
Anna Jantar miała rację! „Najtrudniejszy pierwszy krok...”.
Wymaga on posiadania dobrego pomysłu, w którym kierunku chcemy go postawić, potem musimy świadomie zaangażować nasze neurony do jego wykonania. Na to z kolei oprócz odwagi potrzeba jeszcze determinacji i nie lada wysiłku, zazwyczaj emocjonalnego.
 
Kiedy przezwyciężymy swoje obawy i zrobimy ten pierwszy krok, na przykład w kierunku zmiany pozycji pacjenta z siedzącej na leżącą, nasz cały świat staje na głowie. I to prawie dosłownie! (Nagle żuchwa znajduje się jakby „u góry”...).
 
Wtedy pojawiają się nowe wyzwania, nowe emocje. I wtedy też wchodzi ona, cała na biało...
 
AKT II. FRUSTRACJA, siostra rodzona lęku, przyjaciółka stagnacji
 
Rzeczy, które mieliśmy opanowane w pozycji siedzącej nagle zaczynają nam sprawiać trudność. Wypracowane schematy nie sprawdzają się. Pojawia się problem z organizacją pracy, nie wiemy, ile czasu powinniśmy rezerwować na dany zabieg. Kolejka w poczekalni wydłuża się, dostajemy rumieńców, mamy wszystkiego dość i w ogóle „bez kija nie podchodź”. To jest ten moment, w którym większość osób wraca jednak do wygodnych, starych nawyków. Czyli można powiedzieć, że drugi krok wcale nie jest łatwiejszy. A ten pierwszy wprzód, to tak naprawdę dwa w tył...
 
AKT III. NOWA JAKOŚĆ
 
Z każdym kolejnym krokiem jest nam coraz lżej, oswajamy się ze zmianą i przesuwamy swoje granice komfortu. Znów jest ciepło i przyjemnie. Po jakimś czasie okazuje się, że nie potrafimy już pracować inaczej. Osiągamy nowy poziom i szybko zapominamy o tym, co było. Na myśl o powrocie do starych nawyków dostajemy gęsiej skórki.
 
KURTYNA, czyli co z tego wynika?
 
Strefa komfortu, ona istnieje naprawdę!
Ludzie wciąż wracają do tych samych, dobrze znanych miejsc na wakacje.
Niby pociąga ich przygoda, powiew świeżości, ciekawość nowych miejsc... Ale najlepiej odpoczywa im się w miejscu, w którym znają każdy zakątek, wiedzą, gdzie dobrze zjeść i gdzie pójść na spacer. Nie tracą głowy i nerwów na planowanie wyprawy w nieznane. Masz takie miejsca?
 
Czemu ludziom ciężko jest w życiu coś zmienić?
Większość podejmowanych świadomie decyzji o zmianie wiąże się z wyjściem z bezpiecznego azylu w nieznane. Uczucia, jakie nam towarzyszą to lęk, niepewność, a to jest źródłem stresu i potężnym hamulcem.
 
Łatwiej jest się czegoś nauczyć niż tego oduczyć.
To jest fakt, dlatego w karierze zawodowej lekarza dentysty ważne jest, by dość wcześnie zacząć uczyć się prawidłowych nawyków. Zmienić pozycję pacjenta po 20 latach nieergonomicznej pracy jest chyba równie trudno, co wygrać szóstkę w totka. Z drugiej jednak strony zdobycie oraz podjęcie pracy, w której wymaga się naprawdę wysokiego poziomu obsługi pacjenta już na początku ścieżki zawodowej czasem wydaje się bardzo trudne. Ale tak naprawdę wymaga przede wszystkim ogromnej odwagi i determinacji.
 
Każde świadome podjęcie decyzji o zmianie wiąże się potem z pracą bardzo trudną, którą jest mozolna zmiana nawyków, przyzwyczajeń czy rytmu dnia i tworzenie nowych połączeń w mózgu.
 
Warto wprowadzać zmiany stopniowo! W siedmiomilowych butach za daleko nie zajdziesz, bo siostra Frustracja przyprowadzi Cię za rączkę tam, skąd przyszedłeś. Osoba pracująca przy pacjencie w pozycji siedzącej nie powinna od razu przesiadać się na pracę pod mikroskopem w pozycji leżącej. Zacznijmy od zmiany samej pozycji, potem stopniowo przechodźmy do pracy w powiększeniu.
 
Dajmy sobie czas.
Czas na zmiany.
 
 
 
następny artykuł