Przygoda z Nepalem

Przygoda z Nepalem
Namaste, Katmandu!
Część II
Mariusz Lipski

W latach 60-70. ubiegłego wieku do Katmandu zaczęli tłumnie przybywać nie tylko miłośnicy gór i kultury Azji, ale także hippisi z całego świata, dla których zaczęto budować tanie hoteliki i restauracje. „Pojawili się nagle. Byli źle ubrani, źle uczesani, nosili naszyjniki z nasion  i dzwoneczki  wokół szyi, kwiaty we włosach, chodzili boso, z głową pełną marzeń i sercem przepełnionym nadzieją” – wspomina F.D. Colaabavala, wówczas oficer marynarki indyjskiej, potem dziennikarz i pisarz.  Dzieci kwiaty zaszkodziły Nepalowi, trochę jednak otworzyły królestwo na kulturę zachodnią. Hippisi opuścili kraj w niesławie, choć znawcy tematu uważają, że zwykli Nepalczycy ich lubili, bo żyli biednie, podobnie jak oni. Niektórym udało się kupić „papiery” i zostać tu, a nawet otworzyć własne małe interesy. Nikt jednak nie chce rozmawiać o tamtych czasach. Dziś położona nieopodal placu Durbar dzielnica Thamel ze słynną Freak Street (ulicą ekscentryków) próbuje zachować czasy dawnej świetności. Tu i ówdzie dochodzą odgłosy muzyki nibyrockowej,  a czasami można też spotkać kiwającego się w rytm tej muzyki niby-hipisa. Choć Katmandu to dziś prawie milionowa metropolia, to nazwy mają tylko główne ulice. Czasami swoimi nazwami służą wchłaniane przez nią wioski, jednak przeważnie są to miejsca bezimienne, do których jakimś cudem skutecznie dociera poczta, dostarczając korespondencję adresatom.

katmandu5Śnieżnobiałą kopułę, będącą symbolem stworzenia, z każdej strony zdobią wszystkowidzące oczy Budy, a trzynaście złotych pierścieni na iglicy to kolejne stopnie wtajemniczenia prowadzące do oświecenia.

katmandu1

katmandu2Szczodrze rozsypane po całym Durbarze pagody, świątynie i inne zabytki nie robią na Nepalczykach żadnego wrażenia, a licznie odwiedzający go turyści są tylko okazją do większego zarobku.

Na obrzeżach stolicy, tyle, że po przeciwnych stronach, znajdują się dwa najważniejsze w Nepalu miejsca kultu zarówno buddystów, jak i hinduistów: stupy Swayambhunath i Bodnath. Stupa jest najpopularniejszym typem świątyni buddyjskiej. Do pierwszej z nich, zbudowanej w starożytności, zwanej też „Świątynią Małp”, ze względu na wszechobecność tych zwierząt, prowadzi 365 stromych kamiennych schodów. Już w trakcie wspinaczki rzuca się w oczy niezliczona ilość chorągiewek modlitewnych, które furkocząc, nieomal przysłaniają niebo, jakby chciały szybko przesłać zapisane na nich modlitwy, a także mnogość pielgrzymów, kaplic i kapliczek, stup, świec, kadzideł, mnichów i młynków modlitewnych. Poszczególne elementy stupy mają swoje znaczenie symboliczne: kwadratowa podstawa symbolizuje ziemię, kopiec wodę, wieża ogień, a wieńczące ją koło powietrze. Ta symbolika towarzyszyła nam przez cały czas pobytu w tym miejscu. Obchodząc ją dookoła zgodnie z ruchem słońca, zobaczyliśmy również posągi Buddy medytującego w czterech pozach, a także wiele mniejszych stup poświęconych tym czterem żywiołom. Do stup nie da się wejść. Kiedyś były to wysokie kopce usypane wokół centralnego pnia Drzewa Życia i służyły najczęściej jako grobowce bogatych lub wybitnych ludzi. Wraz z rozwojem filozofii buddyjskiej ta funkcja przesunęła się na drugie miejsce, zastąpiona przez rozbudowaną symbolikę ukrytą w niemal każdym skrawku budowli. Z częściowo zalesionego wzgórza rozciąga się przepiękna panorama miasta, a przy dobrej pogodzie można podobno dojrzeć białe ściany Himalajów.

katmandu8

katmandu11Stupa Swayambnunath to bardzo ważne miejsce dla każdego Nepalczyka.


katmandu7

katmandu10Warto przysiąść na chwilę na Durbarze i poczuć się jak w teatrze. Można chłonąć bez końca wielobarwny, niereżyserowany spektakl, który rozgrywa się tu codziennie – zapachy, kolory, egzotyczne twarze i ubrania. Obserwować w realnym świecie,  a nie w wirtualnym Facebooku, codzienne życie wypełnione prawdziwymi  kontaktami międzyludzkimi. Korzenie drzewa wplecione w kapliczkę to nie powód, aby ją zburzyć i postawić na jej miejscu market. Tu życie toczy się powoli i spokojnie.

katmandu3Sprzedaż mięsa daleko odbiega od obrazów zapamiętanych z Europy.

Druga stupa – Bodnath, będąca dla tybetańskich buddystów najświętszym miejscem poza Tybetem, jest obecnie celem pielgrzymek buddystów z całego świata. Kiedy w 1959 roku wybuchło w Tybecie antychińskie powstanie, które skończyło się dla Tybetańczyków surowymi represjami, Dalajlama XIV uciekł do Indii, a wielu jego rodaków osiedliło się w Nepalu. Właśnie tu, w okolicy Bodnath, zaczęli budować swój nowy dom. Obecnie w tej okolicy zamieszkuje najliczniejsza w Nepalu społeczność tybetańska. Pierwsza stupa w tym miejscu powstała ponad 1500 lat temu, a w obecnym kształcie istnieje od XIV w. Wyrasta z kolejnych, ułożonych na wzór mandali tarasów, a w swoim wnętrzu podobno skrywa relikwie Buddy Kaśjapy. Jest obwieszona niezliczoną ilością chorągiewek z mantrami i otoczona kręgiem ponad stu wizerunków bóstw. Podobnie jak w poprzedniej stupie, na każdej z czterech stron wieży znajdują się wszystkowidzące oczy Buddy symbolizujące mądrość i współczucie, a pomiędzy nimi trzecie oko – symbol oświecenia. W miejscu nosa widać cyfrę jeden, symbolizującą jedność wszystkich rzeczy i jedną drogę do osiągnięcia oświecenia. Stupę otaczają młynki modlitewne z napisem „bądź pozdrowiony klejnocie ukryty w kwiecie lotosu”. We wnętrzach młynków można zauważyć zwinięte zwoje papierowych kartek, na których są wypisane modlitwy pielgrzymów. Modlitwa polega na obracaniu młynkiem zgodnie z ruchem  wskazówek zegara. Młynek modlitewny okręca się i tak zostaje „odmówiona” modlitwa. Należy przyznać, że jest to dość praktyczny sposób modlenia się, gdyż nie zajmuje zbyt dużo czasu. Trzeba jednak uważać, by nie zakręcić młynkiem w odwrotną stronę, gdyż w ten sposób kasuje się modlitwę poprzednika. Na początku marca bardzo hucznie obchodzi się w tym miejscu tybetański Nowy Rok. Odbywa się tu wówczas procesja wyznawców buddyzmu, którzy pod kolorowymi jedwabnymi parasolkami noszą wizerunek swojego mistrza  – Dalajlamy.

katmandu15

katmandu16Potężna kopuła stupy Bodnath ma około 35 m średnicy, przez co jest największą stupą w Nepalu i jedną z największych na świecie. Okrąża ją biały murek, w którego niszach po zewnętrznej stronie znajduje się 147 młynków modlitewnych obracanych przez przybywających tłumnie w to miejsce pielgrzymów.

katmandu12

katmandu17Dziś w Katmandu już nie spotyka się hippisów, ale za to ulice dzielnicy Thamel w sezonie są po brzegi wypełnione turystami.


katmandu6


katmandu13Podczas zwiedzania mijałem kolejne stupy, kolejne dzwony i setki małp, na które należy uważać, gdyż czasami bywają agresywne, zwłaszcza gdy zobaczą jedzenie.

Niedaleko Bodnath – najświętszego miejsca buddyzmu, znajduje się miejsce najświętsze dla wyznawców hinduizmu – Paśupatinath, czyli wielka świątynia boga Śiwy, jednego z trzech głównych bóstw hinduistycznej trójcy (Brahma–Wisznu–Śiwa). Jest to jedna z czterech największych na świecie świątyń tego boga, najważniejsza dla nepalskich hinduistów. Niestety tylko wyznawcom tej religii pozwala się na wejście do środka. Turyści mogą podziwiać sanktuarium z zewnątrz lub z oddali, z drugiego brzegu świętej rzeki Bagmati. Świątynia Paśupatinath to miejsce, w którym wyznawcy Śiwy za pomocą  różnych rytuałów proszą swojego boga o liczne potomstwo. Jednak dla wielu jest to też ostatni przystanek kończący życie w danym wcieleniu. Tak jak Hindusi powierzają prochy swoich zmarłych świętej rzece Gangesowi, tak mieszkańcy Katmandu podobne rytuały odprawiają nad brzegami Bagmati, która zresztą jest dopływem Gangesu. Dlatego też znajduje się tu największe w dolinie Katmandu miejsce kremacji zmarłych. Hindusi uważają bowiem, że po śmierci ciało jest przeszkodą dla duszy, a jedynym sposobem na jej uwolnienie i umożliwienie rozpoczęcia życia w kolejnym wcieleniu jest jego spalenie. Ciała zmarłych pali się na stosach ofiarnych ustawionych przy brzegu, na schodkowo schodzących ku rzece ghatach (stopniach). Zanim to jednak nastąpi, ciało namaszcza się wonnymi olejkami przyspieszającymi spalenie, a także ubiera w nowe stroje, upiększa wonnymi ziołami, ozdobami i kwiatami. Po spaleniu popioły spływają, by połączyć się ze świętymi wodami rzeki – ucieleśnienia bogini Gangi. Przedstawiciele wyższych kast mogą kremować swoich bliskich w miejscach dostępnych z samego dziedzińca, natomiast zmarli z kast niższych są żegnani w „gorszym” miejscu, nieco poniżej, wzdłuż rzeki i już poza obrębem świątyni. Zgodnie z tradycją ciało zmarłej osoby, zanim zostanie skremowane, musi być trzy razy zanurzone w wodach rzeki Bagmati. Ceremonii przewodzi tzw. główny żałobnik (zazwyczaj pierwszy syn), który zapala stos. Jednym z bardziej drastycznych obrzędów, którego dokonuje on zaraz po wznieceniu ognia, jest roztrzaskanie bambusowym kijem czaszki osoby zmarłej, aby symbolicznie uwolnić jej duszę. Na szczęście rytuał ten powoli odchodzi do lamusa, a przestrzega się go jedynie w regionach o głęboko zakorzenionych tradycjach kulturowych. Po zakończonej kremacji żałobnik kąpie się w świętej rzece. Aby oczyścić się duchowo, również pozostałe osoby uczestniczące w pogrzebie mogą dołączyć do kąpieli lub pokropić się świętą wodą z rzeki, co też oznacza zakończenie ceremonii pogrzebowej.

katmandu19Widok z drugiego brzegu rzeki Bagmati na świątynię Paśupatinath wraz z licznymi ghatami służącymi do kremacji zmarłych. Po odbytej ceremonii biedniejsi mieszkańcy przeczesują dno rzeki w nadziei na wyłowienie cennych pozostałości po zmarłych.

W okolicach świątyni można spotkać licznych pielgrzymów z Nepalu i Indii, malowniczych sadhu, zaklinaczy węży czy sędziwych starców, którzy przybyli tu i czekają, by zakończyć swoje życie w świętym miejscu. Nepalczycy upodobali sobie też Paśupatinath jako miejsce spacerów, poznawania kultury hinduizmu i refleksji nad przemijaniem. Nie jest to dla nich miejsce smutne. Wszyscy, zarówno bliscy osoby zmarłej, jak i spacerowicze są ubrani w normalne, kolorowe stroje. Z jednej strony widać palące się ciała, a tuż obok mija się śmiejących się ludzi, uliczny punkt fryzjerski czy  budki z napojami i ozdobami. Świadczy to, że śmierć jest tu tylko kolejnym etapem życia.

katmandu4

katmandu9Rytuał pogrzebowy – kremacja zwłok na specjalnych podestach czy tarasach  zbudowanych nad brzegiem rzeki. Ceremonię tę turyści mogą oglądać z drugiego brzegu rzeki, by nie zakłócać spokoju żałobnikom.
 
Podczas obserwowania tego miejsca moją uwagę przykuły stojące obok nas niewielkie kwadratowe budowle zwieńczone białymi kopułami. Okazało się, że są to monumenty ofiar „sati” – czyli obyczaju samospalenia wdowy wraz ze zwłokami męża na jego stosie. Nie był to zwyczaj powszechny, ale mimo to w 1829 roku Brytyjczycy wprowadzili zakaz tych praktyk na terenach swojej kolonii. Nazwa rytuału pochodzi od bogini Sati, żony boga Śiwy, która jako pierwsza dokonała samospalenia. Małżeństwo powinno połączyć ludzi na zawsze, dlatego kobiety dokonywały wyboru: albo śmierć razem z mężem, albo życie na marginesie społecznym. Jeśli bowiem wdowa postanowiła żyć dalej, była zdegradowana społecznie i zaliczona do najniższej kasty, co wiązało się z wydziedziczeniem, pozbawieniem majątku i utratą jakichkolwiek praw. Nawet w przypadku rodzin zamożnych, taka śmierć była lepsza od dalszego życia w ubóstwie i potępieniu. Często to presja otoczenia, a nie dozgonna miłość pchała kobietę w ogień, bo nawet przebywanie w towarzystwie wdowy przynosiło podobno wielkie nieszczęście. Spacer pośród tych małych budowli zakończył moją wizytę w hinduskim kompleksie świątynnym Paśupatinath – miejscu niezwykłym, przesyconym magią, duchowością i śmiercią, dla mnie smutnym. Było to też ostatnie miejsce, które odwiedziłem w stolicy Nepalu.

katmandu20
Pomnik na cześć ofiar "sati".