„Na straganie, w dzień targowy (…)”

„Na straganie, w dzień targowy (…)”
MS 2022; 4: 96-97.


Adam Zyśk 
Lekarz dentysta stawiający jakość przed ilością. „Szkiełko i oko silniej mówi do niego niż czucie i wiara”, dlatego nie rozstaje się z lupami czy mikroskopem, a Mickiewicza woli zamienić na dobry kryminał Krajewskiego. W pracy zajmuje się głównie endodoncją, stomatologią zachowawczą i protetyką. W jego żyłach płynie rock and roll, choć ma w sobie dużo więcej pokory od rockowego muzyka. Lubi podróżować, eksperymentować w kuchni i czasem się powygłupiać.

Zazwyczaj wracam w swoich tekstach do przeszłości. Dosyć już nostalgicznych nutek, czas wybiec nieco w przyszłość i puścić wodze fantazji. Teksty do każdego numeru przygotowuję miesiąc wcześniej, więc jeśli moja poniższa przepowiednia się spełni, poproszę redaktorkę prowadzącą o dodatkową rubrykę z horoskopemdla stomatologów. (Ale uwaga, tani nie jestem!) Wróżę zatem, że...

Nareszcie, po dwóch latach przerwy, Krakowskie hale EXPO wypełniły się gwarnym tłumem. Dentyści zrzucili kombinezony, fartuchy, opuścili swe sterylne gabinety i ruszyli w podróż na spotkanie różnorakich patogenów. (I nie mowa tu oczywiście o kolegach z branży czy przedstawicielach handlowych) Czas odetchnąć pełną piersią, miejmy tylko nadzieję, że Smog (sic!) Wawelski boi się dentystów tak samo jak przeciętny Kowalski.

Jeszcze niedawno wydawać się mogło, że branża targowa dokona swego żywota, przygnieciona ciężarem pandemii. Odwoływano całe targi, a podczas tych, których akurat nie odwołano, wiele fi rm rezygnowało ze swoich stoisk, przenosząc promocję produktów i usług do „sieci”. Powierzchnie targowe były coraz mniejsze, skromniejsze. Dziś widać pierwsze oznaki wiosny oraz odwilży w branży. Wezbrane fale ludzi przelewają się przez hale „Wisła” i „Dunaj”. Czy to zwiastun renesansu?

Jako student, kiedy mało jeszcze wiedziałem o zawodzie dentysty, przemierzałem dzielnie kilometry hal targowych, żeby się czegoś dowiedzieć, czegoś wypróbować. Czułem się jak w supermarkecie dentystycznym, w którym było wszystko! Kątnice, uniformy, lupy, narzędzia, podręczniki i naklejki „dzielny pacjent”. Mydło i powidło! Mogłem z wypiekami na twarzy dotykać wszystkiego, co do tej pory widziałem jedynie w Internecie lub o czym wcześniej nawet nie miałem pojęcia!

Gdy opuszczałem targi, to był jedyny moment, kiedy ktokolwiek mógł mnie zobaczyć obwieszonego torbami jak bożonarodzeniowa choinka ozdobami. Nawet skromny student bez grosza przy duszy mógł liczyć na masę fantów: szczoteczek, past, płukanek, kalendarzy i gadżetów reklamowych. Ktoś taki to też wartościowy partner do rozmów, w końcu przywiązanie do danej marki kształtuje się latami, a czym skorupka za młodu nasiąknie... no właśnie!

Potem, dzierżąc w dłoni ciepłe jeszcze PWZ, jeździłem na targi na „shopping”. Jako facet, dość stereotypowo, nie przepadam za zakupami. Kupuję siedem par spodni jednocześnie i tyle mnie w sklepie widzieli. Prędzej spodnie wyjdą z mody, niż ja wejdę ponownie do sklepu. Co innego zakupy branżowe! Tu czuję się jak stereotypowa kobieta (Panie wybaczą!). Najnowsze wydanie interesującego podręcznika, ulubione matryce czy pilniki w promocji to jest to, co tygryski lubią najbardziej. Szczęśliwie dla rodzinnego budżetu targi nie były częstym zjawiskiem, bo poszedłbym z torbami! (Dosłownie!)

Takie imprezy to jednak nie tylko marketing i konsumpcjonizm. To święto stomatologii! (Które można na przykład uczcić bezpłatnym drinkiem na stoisku dystrybutora materiałów stomatologicznych czy sprzedawcy unitów). To również święto wiedzy. Kalejdoskop wartościowych szkoleń i wykładów do wyboru, interesujące spotkania i wymiana doświadczeń zawodowych. A w przerwie między zakupami a wykładem można skoczyć z przypadkowo napotkanym kolegą ze studiów na lunch! Tak bardzo za tym tęskniłem!

Dziś też tu jestem, choć w nieco innej roli. Po niemalże dekadzie pracy w zawodzie tym razem ja dzielę się swoją skromną wiedzą i doświadczeniem. Sprawia mi to ogromną radość, satysfakcję i dumę porównywalną do tej, kiedy uda mi się zrobić przy fotelu coś naprawdę trudnego. Tak jak wtedy, gdy u pacjentki ze stwardnieniem rozsianym z nasilonym drżeniem mięśniowym kończę trudne leczenie próchnicy drugiej klasy w dolnej siódemce. Praca w pocie czoła, niczym na statku przy ośmiu stopniach w skali Beauforta, zakończona cumowaniem w bezpiecznej przystani.

Z tych targów zamierzam wyjść „potargany”, ale przeszczęśliwy. Bez toreb, bo nie będzie czasu na zakupy, bogatszy za to o wiedzę, nowe kontakty i doświadczenia. Będę uboższy za to o głos, który pod koniec trzeciego dnia prawdopodobnie stracę. A więc zanim to nastąpi, zapraszam do rozmowy! Jak mnie znaleźć? Jeśli dotarłaś/dotarłeś do stoiska Wydawnictwa Czelej po ten numer Magazynu Stomatologicznego to znaczy, że jestem bliżej niż myślisz! Miej oczy szeroko otwarte!

PS A gdyby jakimś cudem targi jednak znowu się nie odbyły, zawsze możesz potraktować ten tekst jako kartkę z pamiętnika lub plan na lepsze czasy!