Gdyby podziały gdzieś się podziały...

Gdyby podziały gdzieś się podziały...
MS 2021; 5: 88-90.


Adam Zyśk 
Lekarz dentysta stawiający jakość przed ilością. „Szkiełko i oko silniej mówi do niego niż czucie i wiara”, dlatego nie rozstaje się z lupami czy mikroskopem, a Mickiewicza woli zamienić na dobry kryminał Krajewskiego. W pracy zajmuje się głównie endodoncją, stomatologią zachowawczą i protetyką. W jego żyłach płynie rock and roll, choć ma w sobie dużo więcej pokory od rockowego muzyka. Lubi podróżować, eksperymentować w kuchni i czasem się powygłupiać.
Zabłądziwszy w Internecie, nieroztropnie narażając się na chorobę XXI wieku (zapalenie kciuka od scrollowania  ekranu), wykopałem z jego czeluści archiwalny egzemplarz „Przeglądu Lekarskiego” nr 7 z 1895 roku. A tam, proszę Państwa, cuda i dziwy!

Profesor Ludwik Rydygier, wybitny chirurg, pionier chirurgicznego leczenia raka żołądka czy gruczołu krokowego, zamieścił w tymże piśmie tekst: „O dopuszczeniu kobiet do studyów lekarskich”. I zgadnijcie co! No właśnie...

Teraz nasz szanowny patron Szpitala Wojewódzkiego w Krakowie prawdopodobnie przewracałby się w grobie, gdyby się wcześniej, kurczę, nie rozłożył. (Patolodzy sądowi szacują, że całkowity rozkład ciała przy 10 stopniach Celsjusza nastąpi już po „pi razy drzwi” 130 dniach).

W rzeczonym artykule pan profesor „dowodzi” (a raczej nieudolnie próbuje dowodzić...!), że dopuszczenie kobiet do nauk medycznych, do sztuki medycznej w ogóle, jest niezgodne z prawem natury. I nigdy w równouprawnienie, „dopóki słowik za jego oknem samicy w gniazdku siedzącej żer przynosić będzie”, nie uwierzy. Takie to były dziwne czasy. We Francji dopiero w 1863 roku dopuszczono kobiety do studiowania a już w roku 1906 nasza rodaczka Maria Skłodowska‑Curie została wykładowczynią na paryskiej Sorbonie.

Oj ciężkie to musiało być przeżycie dla naszego profesorka. Zachodnia moda powoli zbliżała się do nas. Jestem jednak ciekaw, co powiedziałby nasz nieboszczyk, gdyby mógł przejść się dzisiaj szpitalnym korytarzem?

Gdybyśmy się dziś spotkali, musielibyśmy odbyć poważną rozmowę. Jego artykuł z perspektywy XXI wieku jest wręcz oburzający, seksistowski, krzywdzący. (Odsyłam do oryginału, ale wcześniej koniecznie meliska!). Ciekawe, czy uznałby mnie w ogóle za lekarza, „albowiem dentysta jeno szuka dziury w całem”... Ale potem rzuciłbym kilka wyszperanych przeze mnie ciekawostek demograficznych (o tym za chwilę), czym zakończyłbym sprawę ostatecznie. Tak sobie wyobrażam naszą rozmowę. (Zawsze wygrywam wyimaginowane spory w mojej głowie!).

Lektura tego artykułu zadziałała na mnie jak wehikuł czasu. Ale gdzie tam..., aż tak dobrej wyobraźni nie mam, żeby przenieść się do końca XIX wieku. Myśli moje poszybowały za to do roku 2014, kiedy to odbywałem staż podyplomowy w Białymstoku.

Drzwi gabinetu uchyliły się. Stanęła w nich moja 7‑letnia pacjentka trzymająca mamę za rękę. To było nasze pierwsze spotkanie. Ruszam pewnym krokiem, uśmiech numer 11, a dziecku tylko oczy się powiększają. Ignorując moją obecność, dziewczynka ścisnęła rękę matki do białości i przez zaciśnięte zęby wycedziła z mieszanką pretensji i przerażenia: „Mamo! Facet!”.

Czy dziewczynka mogła spodziewać się, że przyjmie ją „pani dentystka”? Czy dentysta w Polsce jednoznacznie kojarzy się z kobietą? Już wtedy zacząłem interesować się tą kwestią, która teraz wróciła niczym bumerang. I tu, panie profesorze, niespodzianka!

Według danych Naczelnej Izby Lekarskiej (stan na ostatni dzień roku 2016) 57,5% spośród wszystkich osób posiadających PWZ lekarza to kobiety. Co się tyczy jednak samej stomatologii – dentystki to aż 75,2% spośród wszystkich dentystów w Polsce! Oj, coś czuję, że gdyby ta proporcja królowała na początku XX wieku, pan Rydygier sam walczyłby o równouprawnienie, ale dla mężczyzn.

No dobrze. Ale czy wszędzie tak jest? W Anglii na przykład według „British Dental Journal” 2014 (216; 4‑5) dopiero od kilku lat studentki stomatologii przewyżprzewyższają liczebnością studentów, a dentysta bardziej kojarzy się z mężczyzną. Wreszcie to zachód goni nas w jakiejś dyscyplinie, a nie na odwrót! No i prawdopodobnie za „chwil kilka” nas dogoni, czyli branża stomatologiczna feminizuje się.

Już w tamtym czasie, kiedy zacząłem interesować się tym tematem, zadawałem sobie pytanie, jakie to ma w ogóle znaczenie? Czy pacjenci się tym kiedykolwiek przejmują? Czy wybierają lekarza ze względu na płeć? Po przeprowadzeniu internetowej ankiety okazało się, że 54% z młodych lekarzy, którzy udzielili odpowiedzi, znalazło się kiedyś w podobnej sytuacji. Sytuacji, w której pacjent wolał być przyjęty przez lekarza innej płci. Takie sytuacje będą się zdarzać, dopóki pacjenci będą przekonani, że do ekstrakcji zębów potrzebna jest rozbudowana muskulatura, a nie mózg. Też na „m”, może się pomylić... Albo że facet nie może mieć dobrego podejścia do dzieci... I znowu pudło! To tylko utrwalone w społeczeństwie mylne przekonania.

Wydaje mi się, że kobiety mają pewne cechy (uwaga, uogólniając, wchodzę na bardzo, ale to bardzo grząski grunt!), które predysponują do wykonywania naszego zawodu. Przede wszystkim poczucie estetyki, cierpliwość (nadwyrężaną regularnie chociażby przez swoich mężczyzn), wytrzymałość oraz empatię. (Ufff! Upiekło mi się?).

Oczywiście nieco generalizuję, każda dentystka i każdy dentysta jest inny. Ale to właśnie kobiecość jest kojarzona z delikatnością, opiekuńczością, empatią i życzliwością. Czy to nie są aby przypadkiem cechy pożądane przez pacjentów? A z czym kojarzy się męskość? Siła, odwaga, walka. Nie do końca przydatne w stomatologii, prawda? No dobrze, z czym zatem kojarzy się sam zawód dentysty? Niestety jeszcze wciąż z bólem. To oczywiście tylko stereotypy, które przebrzmią bezpowrotnie na przestrzeni wieków tak jak opinie zawarte w artykule „Przeglądu Lekarskiego”. Jeśli sam zawód jednak kojarzy się dość szorstko, to czemu by nie dodać do niego pierwiastka kobiecości? Czy to nie brzmi jak doskonały plan na ocieplenie wizerunku dentysty?

Kolejną kwestią, która może skłaniać kobiety do wybierania tej ścieżki kariery jest stabilizacja finansowa oraz dużo większa swoboda organizacji swojego dnia pracy niż w przypadku pracy na przykład w szpitalu... Pogodzenie dyżurów z macierzyństwem to nie lada akrobatyka zarówno dla lekarek, jak również dla ich partnerów, a szczególnie dla ich dzieci. Może więc jest to pewnego rodzaju kompromis? A może to nie kobiety częściej wybierają studia lekarsko‑dentystyczne, tylko mężczyźni z nich rezygnują? Może nie startują tak licznie w rekrutacji, wybierając inne kierunki, bardziej techniczne?

A może za 100 lat ktoś odkopie ten tekst w jakimś archiwum i zadziwi się, że w zawodzie dentysty pracowali kiedyś mężczyźni?!