Na ruinach Tenochtitlán narodziło się miasto Meksyk

Na ruinach Tenochtitlán narodziło się miasto Meksyk
Meksyk to kraj kontrastów. Kraj o różnorodnej kulturze i nieujarzmionej przyrodzie. To także kraj zachwycający starożytnymi zabytkami, zapachami, dźwiękami i ostrymi jak chili smakami. W żadnym chyba innym miejscu na świecie historia i magiczne obrzędy nie splatają się tak mocno ze współczesnością.
Dzisiejszy Meksyk ukształtowały nie tylko wierzenia Indian, ale również ostre miecze hiszpańskich konkwistadorów. Filozof Manuel Zamacona w powieści Carlosa Fuentesa Kraina najczystszego powietrza powiada: „Meksyku się nie opisuje – w Meksyk się wierzy, z namiętnością i pasją…”. Ja jednak postanowiłem podzielić się z Czytelnikami wrażeniami z krótkiej wizyty w tym kolorowym jak tęcza kraju, a przy okazji powrócić wspomnieniem do tego wspaniałego miejsca na Ziemi.

Nie sposób zrozumieć Meksyku bez poznania jego dziejów i mieszkańców. Po wylądowaniu w Mexico City – liczącej ponad 20 mln mieszkańców stolicy Meksyku – i krótkim odpoczynku, rozpocząłem swoją podróż po tym kraju od wizyty w Narodowym Muzeum Antropologicznym (Museo Nacional de Antropologia). To chyba jedna z najciekawszych tego typu placówek na świecie, skarbnica niezwykłych meksykańskich znalezisk archeologicznych. Jak się później okazało, był to bardzo potrzebny przystanek początkowy przed dalszą wyprawą, a przede wszystkim ciekawa lekcja, która poprzedziła zwiedzanie ruin ośrodków cywilizacji prekolumbijskich, rozrzuconych po całym Meksyku.

Muzeum jest bardzo interesująco zaprojektowane. Eksponaty przedstawiające dawny Meksyk w pigułce są zgromadzone w przestronnych, nowoczesnych salach otwierających się na rozległe środkowe patio, wokół którego wyznaczono kierunek zwiedzania. Poruszając się w przeciwną stronę do ruchu wskazówek zegara, można się zapoznać z dziejami prekolumbijskich ludów zamieszkujących tereny obecnego Meksyku. Niestety jest to jedno z tych muzeów, w których nie da się obejrzeć wszystkiego. Choć zbiory zostały wyeksponowane umiejętnie i z wielką pieczołowitością, to jest ich zbyt dużo jak na jeden dzień zwiedzania. Obejrzałem więc jedynie część muzeum opowiadającą o kulturach, które mnie najbardziej interesowały. Najpierw były to ekspozycje poświęcone początkom człowieka w Mezoameryce, starożytnym cywilizacjom, a zaraz potem takim ludom, jak Toltekowie, Mexicas (od niedawna nazywani Aztekami), Mistekowie i Zapotekowie, Olmekowie i Totonakowie oraz Majowie.

Główną atrakcją muzeum jest Sala Mexica poświęcona sztuce i historii Azteków. To właśnie tu znajduje się słynny monumentalny kamień słońca, czyli kalendarz aztecki, którego tarczę pokrywaja reliefy o symbolicznym znaczeniu. Ten ważący 24 tony kamień, o średnicy prawie 4 m, został przywieziony z Tenochtitlán – stolicy potężnego imperium Azteków (dzisiejsze miasto Meksyk) i stanowi syntezę ich astronomicznej wiedzy (ryc. 1). W tej sali znajdziemy też pełną symbolicznych znaczeń rzeźbę bogini Coatlicue z głową w kształcie dwóch węży i naszyjnikiem z ludzkich serc i rąk (ryc. 2). Te i inne symbole przekonują nas, że jest to dawczyni życia i śmierci. Nie ma w niej okrucieństwa, tylko jedynie stwierdzenie rzeczywistego stanu rzeczy. Ziemia bowiem pożera to, co w niej pogrzebane, a jednocześnie daje nowe życie, pozwalając kiełkować zasianym w niej ziarnom. Ponadto w muzeum zgromadzono tysiące eksponatów znalezionych na terenie Meksyku, a także makiety grobowców i miast. Wszystko to w niezwykły sposób obrazuje codzienne życie i kulturę indiańskich plemion.

Meksyk1
Ryc. 1. Dysk solarny – kalendarz Azteków.

Meksyk2
Ryc. 2. Coatlicue – bogini ziemi, życia i śmierci.

Po tej krótkiej lekcji historii wyruszyłem nazajutrz na spacer po stolicy. Miasto Meksyk (Ciudad de Mexico) jest położone w wysokogórskiej dolinie, na wysokości ponad 2200 metrów n.p.m., co oznacza, że niestety jest tu nieco zimniej niż w pozostałych regionach kraju. Meksykanie uważają, że jest ono najwyżej położoną i jedną z największych (po Tokio i Seulu) aglomeracją na świecie. Jest też jednym z najbardziej żywiołowo rozwijających się miast na ziemskim globie. Ocenia się, że aglomeracja liczy obecnie ok. 22­‍‑25 mln mieszkańców – głównie Metysów i Kreolów – i cechuje ją największy i najszybszy na świecie przyrost liczby ludności. Już na pierwszy rzut oka miasto i zachwyca, i przeraża, bo skupia jednocześnie najlepsze i najgorsze cechy Meksyku. Ruiny azteckich świątyń, kolonialne pałace, kościoły i nowoczesna zabudowa przeplatają się ze slumsami, biedą oraz przyczajoną na peryferiach przestępczością. Gwałtowna urbanizacja oraz rozwój przemysłu (obszar metropolitarny Meksyku wytwarza ok. ⅓ produkcji przemysłowej całego kraju) sprawiły, że miasto Meksyk nie jest już miejscem z najbardziej „przejrzystym powietrzem” – wręcz przeciwnie. Ze swym zanieczyszczeniem plasuje się w czołówce światowej i nawet odwiedzający je turyści miewają problemy z oddychaniem i samopoczuciem. Ja akurat czułem się świetnie i nie zauważyłem też śladu smogu, a dzień rozpocząłem od śniadania w restauracji znajdującej się w przepięknym XVIII­‍‑wiecznym pałacu obłożonym biało­‍‑niebieskimi płytkami (ryc. 3). Chwile spędzone w oszklonym patio w otoczeniu przedmiotów pamiętających czasy Emiliana Zapaty pozostaną na długo w mojej pamięci.

meksyk Dom w kafelkach
Ryc. 3. Casa de los Azulejos – dom w kafelkach.

Stąd już niedaleko do Zócalo – głównego placu, wokół którego skupia się większość atrakcji miasta. To tu powstały pierwsze osady, a jeszcze do niedawna było to porośnięte palmami, tętniące życiem centrum miasta. Dziś ten nieco przytłaczający betonowy plac, z umieszczonym na środku olbrzymim masztem z flagą narodową, jest głównie wykorzystywany do obchodów świąt państwowych, zgromadzeń wojskowych i manifestacji. Właśnie trwający od kilku dni protest elektryków uniemożliwił mi obejrzenie murali Diega Rivery w Palacio Nacional (ryc. 4, 5),który w takich sytuacjach ze względu na to, że urzędują tam najwyższe władze Meksyku, jest niedostępny dla zwiedzających. Pozostało mi je obejrzeć na pocztówkach kupionych w pobliskim kiosku. Murale to monumentalne malowidła zdobiące gmachy publiczne w całym Meksyku. Te namalowane na klatce schodowej i krużganku Palacio Nacional ilustrują historię Meksyku, począwszy od przeszłości prekolumbijskiej (przybycie azteckiego boga Quetzalcoatla zwanego Pierzastym Wężem), a na odzyskaniu niepodległości i rewolucji w 1910 roku kończąc. Pełne dramatyzmu dzieła, namalowane stosunkowo niedawno, bo zaledwie 80 lat temu, są dziś przykładem zupełnie nowego nurtu w sztuce oraz świadectwem narodzin nowego Meksyku. Próbuje się kultywować ten nurt do dziś, pokrywając malowidłami ściany nowo powstających gmachów publicznych, jednak daleko im do murali Rivery, Siqueirosa czy Orozca.

meksyk4
Ryc. 4. Palacio Nacional – siedziba prezydenta, Archiwów Państwowych Meksyku i skarbiec federalny.

Meksyk5
Ryc. 5. Fragment murali Diega Rivery w Palacio Nacional.

Zaraz obok Palacio Nacional znajduje się stosunkowo niedawno odkryte stanowisko archeologiczne. W 1978 roku elektrycy, biorący udział w budowie systemu podziemnych kolei, natrafili w okolicach Zócalo na fragment wielkiego rzeźbionego kamienia. Jak się później okazało, płaskorzeźba przedstawiała aztecką boginię księżyca. I tak, za sprawą przypadku odkryto fragment Templo Mayor (Wielkiej Świątyni), najbardziej czczonego przez Azteków miejsca, a zarazem centrum stolicy ich państwa – Tenochtitlán (ryc. 6).

Meksyk6
Ryc. 6. Ruiny Wielkiej Świątyni (Templo Mayor); cały czas trwają tu prace archeologiczne.

Odkrycie to miało ogromne znaczenie i przyniosło zaskakujące rezultaty. Dzięki niemu ludzkość dowiedziała się więcej o życiu w tym olbrzymim mieście. Archeolodzy znaleźli miejsce największego targu w tamtych czasach, bardzo wiele domostw, budowli publicznych, grobli, ulic czy akweduktów. Największe emocje wzbudziło jednak odkrycie ruin Wielkiej Świątyni, która pierwotnie miała kształt piramidy schodkowej z dwiema świątyniami na szczycie. To właśnie tu podczas świąt składano krwawe ofiary z ludzi. Azteccy bogowie byli wyjątkowo okrutni i krwiożerczy. Najpierw składano im ofiary z kwiatów i owoców, aż przyszedł czas, kiedy zapragnęli krwi, i to wyłącznie ludzkiej. W celu przebłagania bogów i zapewnienia pomyślności mieszkańcom, kapłani rozpruwali obsydianowym nożem pierś ofiary, wydobywali z niej jeszcze bijące serce i wznosili je ku Słońcu. Krwią skrapiali posągi bogów, a serce wrzucali do kamiennej misy z kanalikami odprowadzającymi krew. Ciało zrzucano w dół po stopniach piramidy, zwłoki ćwiartowano, a następnie… spożywano. Myślę, że spokojnie spacerujący wśród ruin turyści nie do końca zdają sobie sprawę z tej mrocznej strony zwyczajów panujących w azteckim państwie. Dziś narzędzia służące do tych rytuałów, a także stoły ofiarne oraz rzeźby przedstawiające te makabryczne obrzędy można obejrzeć w Muzeum Antropologicznym. Dodam tylko, że najpierw ofiarami byli jeńcy, niewolnicy lub też przegrani w rytualną grę w piłkę, lecz potem składano w ofierze również dzieci, i to nawet te nowo narodzone. Liczbę ofiar składanych podczas tych ceremonii szacuje się różnie – najczęściej kronikarze podają, że było ich około 20 tysięcy rocznie.

W tym miejscu warto wspomnieć, że obecne miasto Meksyk wzięło swój początek od budowy właśnie tej świątyni. Aztekowie przybyli w rejon Doliny Meksykańskiej w XIII wieku. Według legendy, po długiej wędrówce, na jednej z wysepek jeziora Texcoco ujrzeli orła z wężem w szponach, który usiadł na kaktusie (ryc. 7). Był to znak od boga, aby osiedlili się w tym miejscu (dziś ta symbolika jest godłem narodowym Meksyku). Tak powstał Tenochtitlán, który bardzo szybko się rozwijał, a jego mieszkańcy zagospodarowywali kolejne wysepki i bagna położone na rozległych jeziorach wulkanicznych. Zresztą do dziś miasto Meksyk nazywa się „pływającym miastem”, czego dowody w postaci zapadniętych i popękanych budowli można spotkać na każdym kroku. Gdy w 1521 roku hiszpański konkwistador Hernando Cortés zdobywał Tenochtitlán, było ono większe i lepiej zorganizowane od miast XVI­‍‑wiecznej Europy i największe w całej Mezoameryce, a bogactwo i wszechobecny przepych podobno olśniły hiszpańskich kolonistów. Po okresie zaciętych walk z Hiszpanami i długotrwałym oblężeniu większa część mieszkańców zmarła w wyniku głodu i chorób. Cortés nakazał wówczas zrównanie go z ziemią i wybudowanie nowego miasta. Legenda mówi, że przybywających na okrętach Cortésa wraz z jego ludźmi Indianie uznali za wcielenie boga Quetzalcoatla (Pierzastego Węża) i to najprawdopodobniej znacznie ułatwiło konkwistadorom ich podbój. Tak zakończyło się azteckie imperium, a powstało miasto Meksyk. Dlatego też tak wiele ważnych dla Azteków miejsc znajduje się pod dzisiejszym miastem.

Meksyk7
Ryc. 7. Siedzący na kaktusie orzeł trzymający węża do dziś przypomina mieszkańcom i turystom historię powstania miasta.















Ostatnim miejscem, które obejrzałem w sąsiedztwie Zócalo, była Katedra Metropolitalna – serce największej terytorialnie diecezji świata. Niewielki kościółek istniał tutaj już w czasach Cortésa, jednak dopiero u schyłku jego życia zapoczątkowano budowę kościoła wzorowanego na katedrze w Sewilli. Okazała budowla z bazaltu i granitu została ukończona po 150 latach, a kolejne 100 lat upłynęło, zanim wzniesiono obie wieże. Trwająca 300 lat budowa sprawiła, że ta monumentalna, poczerniała i nieco mroczna budowla powstawała najpierw w stylu hiszpańskiego renesansu, a została wykończona w stylu francuskiego neoklasycyzmu i jest dziś naocznym świadectwem meksykańskiej sztuki kolonialnej. Obecnie trwają tam niekończące się prace renowacyjne, mające za zadanie uratować świątynię, której mury pod własnym ciężarem zaczęły się zapadać w gąbczaste podłoże, a podtrzymujące konstrukcję rusztowania pozostaną już chyba na stałe jej nieodłącznym elementem (ryc. 8).

Meksyk8
Ryc. 8. Protestujący na Zócalo elektrycy na tle Katedry Metropolitalnej.

Symbolem współczesnego Meksyku jest położona na północ od Zócalo (ryc. 9) Plaza de las Tres Culturas (Plac Trzech Kultur) (ryc. 10). Nazwa placu nawiązuje do dziedzictwa prekolumbijskiego i kolonialnego oraz do współczesności. Te trzy symbole to odkryte na środku placu ruiny Tlatelolco – największego azteckiego targu w Dolinie Meksyku, zbudowany już przez Hiszpanów kościół Tempo de Santiago – miejsce chrztu św. Juana Diego, któremu objawiła się Matka Boska z Guadalupe, oraz nowoczesny budynek, w którym obecnie mieści się Uniwersyteckie Centrum Kultury i który nie jest zbyt dobrym przykładem współczesnej architektury Meksyku. Plaza de las Tres Culturas to nie tylko miejsce zderzenia różnych kultur, ale także cmentarzysko. Tlatelolco było ostatnią twierdzą Azteków walczących przeciwko hiszpańskim konkwistadorom. Poległo wówczas kilkadziesiąt tysięcy Indian. Na placu znajduje się tablica z napisem, który dziś przypomina o tamtych wydarzeniach: „Nie było to ani zwycięstwo, ani klęska, lecz bolesne narodziny Metysów – narodu dzisiejszego Meksyku”. To nie jedyna tablica znajdująca się na tym placu, upamiętniająca ofiary. W 1968 roku, na 10 dni przed rozpoczęciem Igrzysk Olimpijskich w Meksyku, w tym miejscu została krwawo spacyfikowana antyrządowa manifestacja studencka. Młodzież protestowała przeciwko polityce społecznej i edukacyjnej rządu. Ocenia się, że w wyniku akcji policji i wojska mogło zginąć od 200 do 300 osób. Dziś władze ze wstydem przyznają się do tych wydarzeń. Kolejne ofiary pochłonęło trzęsienie ziemi w 1985 roku, które w tym rejonie miało swoje epicentrum. Do dziś stoją tu popękane w czasie tej tragedii bloki mieszkalne (na zdjęciu w tle), które pomimo że grożą zawaleniem, są nadal zamieszkałe.

Meksyk9
Ryc. 9. Zócalo to także miejsce, gdzie swoje usługi oferują rzemieślnicy.

Meksyk10
Ryc. 10. Plac Trzech Kultur – Indian, Hiszpanów i Metysów.

Aby się nieco zrelaksować, udałem się do ulubionego przez Meksykanów miejsca wypoczynku. Po niespełna dwu kwadransach jazdy autobusem na południe od głównego placu Zócalo znajduje się Xochimilco, co w azteckim języku nahuatl oznacza „ziemię, gdzie rosną kwiaty”. To obecnie największy w mieście targ kwiatowy, który w weekendy ogarnia gorączka świętowania. Przyjeżdżają tu całe rodziny, by pojeść, popić i odpocząć od codzienności. W czasach prekolumbijskich rozciągało się tu olbrzymie jezioro Texcoco, na którym ludzie składowali warstwami muł i roślinność, tworząc w ten sposób pływające uprawne wyspy. Z czasem wyspy zaczęto łączyć, w ten sposób powstawały coraz większe żyzne ogrody. Obecnie jest to dzielnica, w której zachowało się 180 km kanałów łączących „pływające ogrody”. Z uwagi na wartość historyczną również i one zostały objęte patronatem UNESCO. W niedzielę mieszkańcy, a w tygodniu głównie turyści, pływają po kanałach w ukwieconych łódkach trajineras (ryc. 11) . Dla niektórych stanowią one podstawowy środek transportu, bo pokryte kwiatami i kukurydzą wysepki są ciągle zamieszkałe. Ponadgodzinną przejażdżkę umilali nam śpiewem i muzyką podpływający mariachi, czyli bardzo popularne w Meksyku orkiestry mające w swoim składzie skrzypce, gitary, mandoliny i trąbki (ryc. 12). W repertuarze mają nie tylko piosenki meksykańskie, lecz także gorące rytmy salsy i rumby, a turyści w miarę wypitej tequili chętnie przyłączają się do śpiewu i teatralnych popisów grajków. Podpływali do nas na łodziach również sprzedawcy pamiątek i różnego rodzaju przekąsek (ryc. 13), a czyhające nad brzegiem pieski liczą na resztki jedzenia, które zwykle lecą w ich kierunku z łódek. Mnie również udzieliła się piknikowa atmosfera, a to bajkowe miejsce na długo pozostanie w mojej pamięci.

Meksyk11Ryc. 11. Trajineras – czyli kolorowe łodzie pośród „pływających ogrodów” Xochimilco.







Meksyk12



Ryc. 12. Podpływający mariachi swoimi serenadami umilali rejs przepływającym łodziom.


Meksyk13






Ryc. 13. Oferta pływającego baru.


Na wieczorny spacer wybrałem sobie dwie atrakcje. Najpierw udałem się na Plac Garibaldiego. Mówi się, że jest to obecnie najniebezpieczniejsze miejsce w stolicy Meksyku, kojarzone przez mieszkańców z targiem rzeczy używanych. Najpierw rzuciło mi się w oczy sporo młodzieży pijącej na ulicy alkohol, choć w Meksyku jest to zabronione. Podobno z tym, jak i z kieszonkowcami miejscowa policja nie bardzo potrafi sobie poradzić. Czyżby chęć obejrzenia esencji miejskiego folkloru była u mnie silniejsza od zdrowego rozsądku? Ale właśnie tu co wieczór zbierają się grupy muzyków mariachi i grają na zamówienie do białego rana. Wstąpiłem do jednego z wielu barów, niecieszących się zbyt dobrą sławą, i przy drinku z tequilą obejrzałem i posłuchałem kilku znanych serenad wykonanych przez nieco „zmęczonych” już muzykantów. Był nawet pokaz sztuki władania lassem, walka kogutów oraz solowy występ lokalnej „gwiazdy”, która nie mogła utrzymać na scenie równowagi. I choć poziom artystyczny całego przedstawienia to „prawdziwy Meksyk”, do dziś podśpiewuję sobie przy goleniu usłyszane wtedy utwory.

 
Na szczęście nic złego mi się nie stało i warto było odwiedzić to miejsce.

W drodze do hotelu wjechałem jeszcze na ostatnie piętro najwyższego budynku w stolicy Torre Latinoamericana (44 piętra), aby podziwiać stamtąd ogrom rozświetlonej aglomeracji otoczonej górami. Ten budynek o niezbyt ciekawej architekturze zasłynął z tego, że opiera się częstym ruchom sejsmicznym w tym rejonie. Solidna, stalowa konstrukcja szczęśliwie do tej pory ustrzegła wieżowiec przed trzęsieniami ziemi, przez co w meksykańskiej stolicy stał się on symbolem bezpieczeństwa (ryc. 14).

Meksyk14
Ryc. 14. W głębi Torre Latinoamericana – najwyższy i najbezpieczniejszy budynek w stolicy.




Meksyk15







Ryc. 15. Anioł Niepodległości – symbol zwycięstwa, jeden z najważniejszych pomników w mieście.










Gdy zwiedza się miasto, zwraca uwagę okazałe rondo z bardzo wysoką kolumną zwieńczoną pozłacaną rzeźbą. To pomnik Anioła Niepodległości – wzniesiony 100 lat temu w 100. rocznicę ważnego wydarzenia – 16 września 1810 roku, za sprawą meksykańskiego duchownego Miguela Hidalgo, wybuchło narodowe powstanie o wyzwolenie Meksyku spod władzy Hiszpanii (ryc. 15). Wtedy z jego ust padło słynne zawołanie: „Śmierć Hiszpanom! Niech żyje Meksyk! Niech żyje Najświętsza Panna z Guadalupe!” To bitewne zawołanie obowiązywało przez cały czas powstania, a data ta jest dziś w Meksyku obchodzona jako Święto Niepodległości.     

 Mariusz Lipski