Siostrzana rada

Siostrzana rada



Dental Espresso
Z moją starszą i jedyną zarazem siostrą żyjemy na dużą odległość od bardzo wielu lat. Byłam właśnie na początku swojej licealnej ścieżki, kiedy Ona postanowiła od nowa rozpocząć swoje studia za oceanem. Tak już zostało – ja tu, Kaśka tam. Od czasu do czasu któraś z nas wsiada w samolot, aby spędzić razem trochę czasu.

Częściej pomaga nam w kontakcie telefon. To za jego pośrednictwem mogłam słuchać rad i złotych myśli siostry. Niektóre, jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, strasznie mnie denerwowały, inne bawiły. Do niektórych musiałam po prostu dojrzeć… W katalogu złotych standardów na stałe zagościło już powiedzonko „nie sztuka się narobić, sztuka mieć zrobione”. Brzmi dość zabawnie w ustach jednej z najlepszych absolwentek University of Illinois, paradoksalnie jednak – mojej siostrze bardzo sprawnie udaje się wcielanie tej zasady w życie;)

Jeśli chodzi o rady, to pamiętam dokładnie Jej słowa, kiedy po raz pierwszy udawałam się do fryzjera na „dorosłe zabiegi”:

Pamiętaj, jeśli zobaczysz, że Twoja fryzjerka ma na głowie nie ujarzmione siano, uciekaj! Niech Ci nie przyjdzie do głowy, że ktoś, kto naprawdę zna się na temacie, pozwoli sobie na bałagan i niechlujstwo na własnej głowie. Tak się składa, że od dawien dawna moi fryzjerzy są płci męskiej. Zawsze jednak z nienaganną fryzurą. (pozdrawiam Cię, Maćku!)

Odruchowo stosowałam tę samą zasadę, idąc do kosmetyczki, czy na przykład na zajęcia fitness. Jak myślisz, czy ta sama myśl przyświeca mi, kiedy udaję się na fotel stomatologa?

Sama zaczęłam zastanawiać się nad tym jakiś czas temu…

Wcześniej muszę jednak przyznać Ci się do pewnej paskudnej, zawodowej przypadłości. Zgaduję, zresztą, że masz identyczną: zwracam uwagę na uzębienie każdego mojego rozmówcy... Tu „zmieniłabym” kształt korony, tam „założyła” aparat ortodontyczny – takie tam branżowe zboczenie. Kiedy dziś sięgam pamięcią wstecz do zamierzchłej przeszłości, uśmiech opiekujących się stanem mojego uzębienia dentystów nie pozostawiał nic (lub niewiele w każdym razie) do życzenia. Nie wiem, czy to przypadek, czy podświadomy wybór – na świadomą selekcję było chyba jeszcze dla mnie za wcześnie. Do czasu jednak. Potem zaczęłam myśleć o tym całkiem sporo…

Wyobraźmy sobie bowiem taką sytuację – tu musisz użyć ulubionej przeze mnie techniki wizualizacji i odwrócenia ról. Od tej chwili jesteś pacjentem. Marzy Ci się odmłodzenie i poprawa estetyki uśmiechu. Dyskutujecie właśnie nad planem kompleksowego leczenia, które ma przynieść efekt iście hollywoodzki. Przyglądasz się uśmiechowi swojego dentysty i… duży zgrzyt. Oględnie mówiąc, stan daleki od tego, jaki jest Ci w tej chwili oferowany. Czy ten lekarz na pewno wie, o czym mówi, skoro absolutnie nie potrafi zadbać o stan estetyki własnego uzębienia? Czy nie przechodzi Ci przypadkiem przez głowę taka myśl?

To nieważne? … bo przecież szewc bez butów chodzi? Być może… ale czy Ty chodzisz do fryzjerki, która ma 30-centymetrowe odrosty na nieumytych włosach, na których widać jeszcze wspomnienie trwałej ondulacji? Albo dietetyczki zmagającej się ze znaczną nadwagą, hmm?

Znam gabinety, w których przywiązuje się do tego ogromną wagę – fantastyczny uśmiech lekarzy, asystentki ubrane w aparaty ortodontyczne, które – jak czasem nawet mam wrażenie – mogłyby nawet zostać zdjęte już jakiś czas temu... Znam swój odbiór, ale umówmy się – będąc „człowiekiem z branży”, nie do końca czuję się jednostką reprezentatywną do wygłaszania opinii w imieniu ogółu pacjentów. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie postanowiła zaspokoić swojej ciekawości odnośnie do faktycznego odbioru pacjentów. Wrzucam nazwiska posiadaczy pięknych uśmiechów w jednym z portali opiniujących dentystów i co widzę? Wyjątkowo często padają słowa „profesjonalizm”, „znajomość najnowszych technik”, wreszcie, np. „już sam uśmiech Pani doktor zachęca do rozpoczęcia leczenia”. Przypadek? Być może…

Ja będę się jednak upierać, że uśmiech stomatologa jest wizytówką Jego praktyki.

Dla kontrastu, nie mogę oprzeć się chęci przytoczenia z życia wziętej historii, w którą nie uwierzyłabym chyba, gdybym sama nie była jedną ze stron tej dyskusji. Najczarniejszy z czarnych PR własnej praktyki – ku przestrodze… otóż prowadziłam pewnego razu dyskusję z ortodontą na temat wyboru ścieżki leczenia. Tu pytanie, tam odpowiedź (a pytań lubię zadawać sporo ;)). W czasie dyskusji mój wzrok odruchowo wędruje w kierunku bardzo widocznych stłoczeń w ustach ortodonty…tak, wiem, to paskudny zwyczaj. Co gorsze, zostaje to zauważone! Co słyszę w odpowiedzi? – Na mnie nie patrz! Jak pomyślę sobie, ile komplikacji może przynieść leczenie ortodontyczne, to wiesz… sama aparatu sobie nie założę nigdy!

Umarłam. A to ci reklama! Już się kładę na fotel, aby na własnej skórze przekonać się, jak wiele z tych komplikacji może się przydarzyć właśnie mnie. Brrr! Do dziś mam dreszcze na samo wspomnienie.

Wracając jednak do wariantu optymistycznego, czyli swoistej reklamy i „firmowania” praktyki własnym, pięknym i zadbanym uśmiechem.

Nie możesz się nim pochwalić, a obawiasz się, że taki na przykład aparat ortodontyczny będzie wyglądał cokolwiek dziwnie w ustach specjalisty praktykującego już bądź co bądź kilka dobrych lat? Nic podobnego!

Uwiarygodnisz jedynie tezę, że warto dbać o zdrowie, wygląd i estetykę w każdym wieku.

Co więcej – dla Twojego pacjenta może okazać się pretekstem do dyskusji w stylu: „Czy warto jeszcze, mając tyle lat, co ja?”. W ten sposób automatycznie stajesz się nie tylko poważnym lekarzem, ale także po prostu człowiekiem mającym być może bardzo podobne problemy i cele do zrealizowania. Ułatwi to dyskusję o wpływie pięknego uśmiechu nie tylko na zdrowie, ale też wygląd, własne samopoczucie i postrzeganie przez innych.

Mój znajomy, protetyk i sprawca wielu pięknych uśmiechów, na potrzeby dyskusji o stomatologii estetycznej z pacjentami przygotował sobie znakomite narzędzie – album, który sama swego czasu oglądałam z dużym zainteresowaniem. Co jest zawartością tegoż albumu? Pieczołowicie zebrane, publiczne zdjęcia wielu znanych osób, przed zmianą uśmiechu i po. Znakomity pomysł! Nieraz na usta ciśnie się: wow, ale zmiana!

Ta niewielkim kosztem wykonana praca znakomicie ułatwia dyskusję o możliwościach dzisiejszej stomatologii, pokazując jednocześnie, że przysłowiowy Hollywood smile to wcale niekoniecznie dar natury dla wybrańców. Gwiazdy często muszą sobie na niego zapracować… także w dosłownym sensie ;)

Podsumowując, warto – tak przynajmniej mi się zdaje – zrobić sobie mały „rachunek sumienia” w kwestii własnego uśmiechu i zastanowić się, jaki jest jego odbiór przez pacjentów. Czy wzbudza wystarczające zaufanie i tworzy spójny obraz z oferowanymi przez Ciebie usługami? Nigdy nie jest za późno, aby o tym pomyśleć.

Ja sama nie jestem, jak wiadomo, dentystą, a jedynie „człowiekiem z branży”. Noszę jednak aparat ortodontyczny. Późno, bo późno, ale dojrzałam jednak do realizacji siostrzanej rady danej mi wiele lat temu. Tym bardziej, że znakomita większość z nowo poznanych osób, słysząc że pracuję w tej właśnie branży, natychmiast spogląda w wiadomym kierunku…


Kamila Wojtulewska-Hańczaruk
Z wykształcenia prawnik, absolwentka podyplomowych studiów menedżerskich w Szkole Głównej Handlowej oraz wydziału fotografii w Warszawskiej Szkole Filmowej. Od 15 lat blisko związana z branżą stomatologiczną, od 11 lat pełni funkcję dyrektora polskiego przedstawicielstwa jednego z wiodących koncernów stomatologicznych. Prowadzi blog dentalespresso, na którym dzieli się ze stomatologami  swoją wiedzą z zakresu marketingu, zarządzania i samodoskonalenia.

Tekst napędzany przez: www.dentalespresso.blogspot.com

Masz pytania, uwagi lub przemyślenia na ten temat? A może chcesz podsunąć mi problematykę do kolejnego artykułu? Twój e-mail sprawi mi dużą przyjemność! kamila.wojtulewska@gmail.com
poprzedni artykuł